[ Pobierz całość w formacie PDF ]
STENDHALCZERWONE I CZARNETOM ITower Press 2000Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000I. MA�E MIASTECZKOPut thousands togetherLess bad,But the cage less gay.H o b b e sMiasteczko Verri�res mo�e uchodzi� za jedno z naj�adniejszych we Franche-Comt�.Bia�edomy, spadziste dachy z czerwonych dach�wek rozsiad�y si� na zboczu poros�ym nawij�cychsi� drogach k�pami roz�o�ystych kasztan�w. Rzeka Doubs p�ynie o kilkaset st�pponi�ej fortyfikacji,zbudowanych niegdy� przez Hiszpan�w, a obecnie zrujnowanych.Od p�nocy zas�ania Verri�res du�a g�ra ��cz�ca si� z pasmem jurajskim.Okrzesanewierzcho�ki Verra pokrywaj� si� �niegiem z nastaniem pierwszych pa�dziernikowychch�od�w.Strumie� spadaj�cy z g�r przerzyna Verri�res, nim utonie w Doubs, i poruszamnogo��tartak�w; prosty ten przemys� zapewnia niejaki dobrobyt wi�kszej cz�cimieszka�c�w, raczejwie�niak�w ni� mieszczan. Nie tartaki wszelako wzbogaci�y to miasteczko. Fabrykaperkalik�wstworzy�a powszechn� zamo�no��, dzi�ki kt�rej od upadku Napoleona przebudowanoprawie wszystkie domy w Verri�res.Ju� wchodz�cego do miasta og�usza turkot ha�a�liwej i straszliwej na poz�rmachiny.Dwadzie�cia ci�kich m�ot�w spadaj�c z hukiem, od kt�rego dr�y ulica, podnosisi� za pomoc�ko�a obracanego wod� potoku. Ka�dy m�ot wyrabia co dzie� fantastyczn� ilo��gwo�dzi.M�ode dziewcz�ta, �adne i �wie�e, podsuwaj� pod ciosy tych olbrzymich m�ot�wkawa�ki�elaza, kt�re w jednej chwili zmieniaj� si� w gwo�dzie. Ta praca, tak gruba napoz�r, zdumiewanajbardziej podr�nego, kt�ry zapuszcza si� po raz pierwszy w g�ry dziel�ceFrancj�od Szwajcarii. Kiedy wje�d�aj�c do Verri�res zapytacie, do kogo nale�y ta pi�knafabrykagwo�dzi, og�uszaj�ca ka�dego przechodnia id�cego g��wn� ulic�, odpowiedz� wamprzeci�gaj�cz lekka: �Ta� do pana burmistrza.�O ile podr�ny bodaj par� chwil zatrzyma si� na g��wnej ulicy w Verri�res, kt�rawznosisi� od Doubs pod sam szczyt pag�rka, mo�na trzyma� sto przeciw jednemu, �espotka tamwysokiego m�czyzn� z wa�n� i powa�n� min�.Na jego widok odkrywaj� si� natychmiast wszystkie g�owy. W�osy ma szpakowate,ubranyjest szaro. Jest kawalerem licznych order�w, ma wydatne czo�o, orli nos, rysy naog� dosy�regularne; na pierwsze wra�enie twarz ta jednoczy nawet godno�� prowincjonalnegomera ze�ladami urody, jakie mo�e jeszcze zachowa� fizjonomia mi�dzy czterdziestym �smyma pi��dziesi�tymrokiem. Ale niebawem przykro uderzy pary�anina wyraz zadowolenia z siebie it�pej zarozumia�o�ci. Czuje si�, koniec ko�c�w, �e talenty tego cz�owiekasprowadzaj� si� dopunktualnego �ci�gania cudzych nale�yto�ci i p�acenia mo�liwie najp�niejw�asnych.Taki jest burmistrz Verri�res, pan de R�nal. Przeszed�szy powa�nym krokiem ulic�wchodzido merostwa i ginie oczom podr�nego. Ale je�li �w p�jdzie cokolwiek dalej,widzi o stokrok�w wy�ej do�� okaza�y dom i poprzez otaczaj�ce go �elazne sztachetywspania�e ogrody.Dalej widnokr�g zamkni�ty pag�rkami Burgundii, jakby stworzony dla rozkoszy oka.Widokten pozwala podr�nemu odetchn�� po atmosferze zapowietrzonej drobnymipieni�nymiinteresami, kt�re zaczyna�y go ju� d�awi�.Dowiadujemy si�, �e ta siedziba nale�y do pana de R�nal. Pi�kny ten domzbudowany zciosu, jeszcze niezupe�nie sko�czony, zawdzi�cza pan burmistrz zyskom, jakie mudaje fabrykagwo�dzi. Rodzina jego, powiadaj�, jest staro�ytnego hiszpa�skiego pochodzenia ipodobnoosiad�a w okolicy na wiele lat przed podbojem Ludwika XIV.Od 1815 pan de R�nal rumieni si�, �e jest przemys�owcem: rok 1815 zrobi� gomerem Verri�res.Murowane terasy tego wspania�ego ogrodu, kt�ry pi�trami opada a� do Doubs, s�r�wnie�nagrod� inteligencji pana de R�nal w przemy�le �elaznym.Nie spodziewajcie si� znale�� we Francji malowniczych ogrod�w, kt�re otaczaj�przemys�owemiasta Niemiec: Lipsk, Frankfurt, Norymberg� etc. We Franche-Comt� im wi�cejwznosi kto� mur�w, im wi�cej je�y sw� posiad�o�� spi�trzonymi kamieniami, tymwi�cejnabywa praw do szacunku s�siad�w. Ogrody pana de R�nal, zape�nione murami, budz�podziwi przez to, �e kupi� na wag� z�ota niekt�re partie gruntu. Na przyk�ad tartak,kt�ry uderzy�was przy wje�dzie do Verri�res swym oryginalnym po�o�eniem i na kt�rym widniejenaddachem olbrzymimi literami nazwisko SOREL, ot� ten tartak zajmowa� sze�� lattemu przestrze�,gdzie wznosi si� dzisiaj czwarta terasa ogrod�w pana de R�nal.Mimo swej dumy pan mer musia� si� sporo nachodzi� ko�o starego Sorela, twardegowie�niaka;musia� mu wyliczy� sporo pi�knych ludwik�w, aby go nak�oni� do przeniesieniagdzie indziej fabryczki. Co do p u b l i c z n e g o strumienia, kt�ry porusza�pi��, pan de R�nal,dzi�ki wp�ywom, jakich za�ywa� w Pary�u, uzyska�, �e go odwr�cono. Uprzejmo�� taspad�a na� po wyborach w 182*.Da� Sorelowi cztery morgi za jeden, o pi��set krok�w ni�ej, nad Doubs. I mimo �eto po�o�enieby�o o wiele korzystniejsze dla handlu deskami i jod�owym drzewem, Sorel znalaz�spos�b,aby z niecierpliwo�ci i m a n i i p o s i a d a n i a, rozpieraj�cej jegos�siada, wycisn��sum� sze�ciu tysi�cy frank�w.Prawda, �e miejscowi luminarze krytykowali t� transakcj�. Jednego razu � by�o tow niedziel�,cztery lata temu � pan de R�nal, wychodz�c z ko�cio�a w uniformie mera, ujrza� zdalekastarego Sorela w otoczeniu trzech syn�w; stary patrz�c na� u�miecha� si�.U�miech tenzaszczepi� z�owrogie podejrzenie w duszy pana mera; my�li od tego czasu, �e m�g�by� dobi�targu ta�szym kosztem�Aby doj�� w Verri�res do publicznego szacunku, g��wna rzecz jest, aby wznosz�cwielemur�w nie przej�� wszelako jakiego� pomys�u przywiezionego z W�och przezmurarzy, kt�rzyna wiosn� ci�gn� przez Jura do Pary�a. Takie nowatorstwo �ci�gn�oby nanieopatrznegobudownika wiekuist� reputacj� p o m y l o n e j g � o w y: by�by na zawszezgubiony woczach roztropnych i umiarkowanych ludzi, kt�rzy rozstrzygaj� o powa�aniu weFranche-Comt�.W gruncie, owi roztropni ludzie uprawiaj� tam najnudniejszy w �wiecie d e s p ot y z m;tote� z przyczyny tego brzydkiego s�owa pobyt w ma�ym miasteczku niezno�ny jestdla kogo�,kto �y� w wielkiej republice nazwanej Pary�em. Tyrania opinii � i co za opinii!� jestr�wnie g � u p i a w ma�ych miasteczkach Franche-Comt�, co w StanachZjednoczonychAmeryki.II. MERZnaczenie! Panowie, albo� to nic?Szacunek kupc�w, podziw dzieci,zazdro�� bogaczy, wzgarda m�drca.B a r n a v eSzcz�ciem dla s�awy pana de R�nal jako administratora, w promenadziepublicznej, biegn�cejzboczem o jakie sto st�p nad Doubs, okaza�o si� potrzebne olbrzymiepodmurowanie.Temu cudownemu po�o�eniu zawdzi�cza ta promenada jeden z najbardziejmalowniczychwidok�w Francji. Ale co wiosn� deszcze ora�y bruzdy, ��obi�y wyrwy i czyni�y tomiejsceprzechadzki niepodobnym do u�ytku. Niedogodno�� ta, kt�ra dokuczy�a wszystkim,da�a panude R�nal szcz�liw� sposobno�� unie�miertelnienia swych rz�d�w murem nadwadzie�ciast�p wysokim, a d�ugim na trzydzie�ci lub czterdzie�ci s��ni.Parapet ten � dla kt�rego pan de R�nal musia� trzy razy je�dzi� do Pary�a,przedostatnibowiem minister spraw wewn�trznych okaza� si� �miertelnym wrogiem promenady wVerri�res� ot� parapet wznosi si� obecnie na cztery stopy nad ziemi�. I jakby naur�gowiskowszystkim obecnym i przesz�ym ministrom zdobi si� go w tej chwili p�ytami zciosu.Ile� razy, dumaj�c o �wie�o porzuconych zabawach paryskich, z piersi� opart� ote wielkiebloki sinego kamienia, ton��em spojrzeniem w dolinie Doubs! W dali po lewejstronie wije si�kilka dolinek, w kt�rych oko wyra�nie rozr�nia ma�e strumyki. Kr�c� si�,tworz�c raz po raznik�e siklawy, aby wreszcie uton�� w Doubs! S�o�ce jest w tych g�rach bardzoskwarne; skorodopieka zbyt silnie, zaduma w�drowca znajduje schronienie na tej terasie, wcieniu wspania�ychjawor�w. Sw�j szybki wzrost oraz pi�kn� zielono�� z odcieniem prawie niebieskimdrzewa te zawdzi�czaj� nawiezionej ziemi, kt�r� pan mer pomie�ci� za swoimolbrzymimpodmurowaniem: wbrew opozycji bowiem rady gminnej rozszerzy� promenad� przesz�oo sze�� st�p. (Mimo �e mer jest u 1 t r a, ja za� jestem libera�em, pochwalam muten czyn, dzi�kikt�remu, w opinii samego mera oraz w opinii pana Valenod, szcz�liwego dyrektoraprzytu�kuw Verri�res, terasa ta mo�e wytrzyma� por�wnanie z teras� w Saint-Germain-en-Laye.)Co do mnie, znajduj� jedn� rzecz do zganienia w tej A l e i W i e r n o � c i(to oficjalnemiano mo�na wyczyta� kilkana�cie razy na murowanych tablicach, kt�re zyska�ypanu deR�nal jeden order wi�cej); mianowicie barbarzy�ski spos�b, w jaki w�adza ka�eobcina� istrzyc do �ywego te bujne jawory. Miast upodabnia� si� swymi niskimi, okr�g�ymii sp�aszczonymig�owami do najpospolitszej jarzyny, by�yby z ochot� przybra�y owe wspania�ekszta�ty, jakie widuje si� w Anglii. Ale wola pana mera jest despotyczna; dwarazy na rokwszystkie drzewa gminne ulegaj� bezlitosnej amputacji. Miejscowi libera�owietwierdz�(przesadzaj�!), �e r�ka oficjalnego ogrodnika sta�a si� o wiele surowsza, odk�dksi�dz wikariuszMaslon przyj�� zwyczaj zagarniania dla siebie produkt�w tych postrzy�yn.M�ody ten duchowny przyby� przed kilku laty z Besan�on, przys�any dlanadzorowaniaksi�dza Ch�lan i paru innych proboszcz�w. Stary chirurg, pu�kownik w�oskiejarmii, kt�ryosiad� w Verri�res (zdaniem pana mera razem jakobin i bonapartysta), o�mieli�si� jednegodnia krytykowa� to systematyczne kaleczenie pi�knych drzew.� Lubi� cie� � odpar� pan de R�nal z nut� wy�szo�ci, naturalnej w rozmowie zfelczerem,kawalerem Legii Honorowej. � Lubi� cie�, ka�� tedy przycina� m o j e drzewa,i�by dawa�ycie�, i nie rozumiem, aby drzewo s�u�y� mog�o do czego innego, chyba �e, jakpo�ytecznyorzech, p r z y n o s i d o c h o d y.Oto wielkie s�owo, kt�re rozstrzyg...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]