[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cassandra Blake [Cassandra874]
Strażniczka
Cz asu
1
Patrycji S. [untouched-nienaruszona] – za to, że po
prostu jesteś. Że wspierasz mnie i nigdy nie
pozwalasz, bym czuła się samotna. Dziękuję za każdy
uśmiech, który przywołałaś na moją twarz. Przyjaźń
przede wszystkim.
2
SPIS TREŚCI:
1. Znajdź go sobie sama.......................................................str. 4
2. Witaj w Mieście Aniołów..............................................str. 15
3. Kiedyś do Ciebie wrócę.................................................str. 22
3
1. Znajdź go sobie sama
- Kim ty, do diabła ciężkiego, jesteś?
Mimowolnie się uśmiechnęłam, słysząc to przekleństwo. Miałam do niego
jakiś dziwny, niepojęty sentyment.
- Końcem, kochanie - zbliżyłam się do przerażonego wampira. - Przykro mi
to mówić, ale nieładnie tak konspirować przeciwko Śmierci. Przecież wiesz,
że każdy musi umrzeć.
Każdy
- podkreśliłam dobitnie ostatni wyraz, kładąc
mu rękę na ramieniu.
Chyba się bał, o czym świadczył jego lekko przyspieszony oddech, który
czułam na swoim policzku. Wsunęłam mu dłoń we włosy, przyciągając jego
usta do swoich warg.
Tak, całował niesamowicie. A ja tego potrzebowałam, dlaczego więc nie
połączyć przyjemnego z pożytecznym?
To był jeden z tych dni, kiedy nie potrafiłam się ogarnąć, powstrzymać
targających mną żądz. Potrzebowałam męskiego towarzystwa i nie było
ważne, czy moim kochankiem był śmiertelnik, czy nieumarły. Na jakiś czas
zapominałam o tym, kim byłam i kim - a raczej czym - był on, dbając
wyłącznie o swoją własną przyjemność.
Jednak w tym osobniku było coś niepokojącego, coś, co nie pozwalało mi się
w pełni skupić na doznaniach. Nie mogłam się z nim ochajtać, bo... bo był
inny niż napotykane przeze mnie do tej pory wampiry. Miał w sobie coś
dziwnego, niepojętego, innego. Musiałam to przerwać, zanim doszłoby do
jakiejś katastrofy.
Puściłam go, robiąc jednocześnie krok w tył. A on już się , cholera, nie bał.
Teraz patrzył na mnie śmiało oraz wyzywająco. Jego oczy lśniły szkarłatem,
jakby chciał mi się rzucić na szyję.
Och, to było takie banalne, takie zwyczajne i nudne! A liczyłam na chociaż
odrobinę romantyzmu. Cóż, morał wynikał z tego taki, że każdy wampir
leciał tylko na krew, nie zaś na czułe słówka czy intymne gesty kochanki.
4
A to dobre! Jak żyłam, nie spotkałam jeszcze wampira, który by zawracał
sobie głowę czymś tak prostackim, jak gra wstępna. A przecież to kochały
ludzkie dziewczyny, czyż nie?
- Spokojnie, koleś - jego zęby nie zrobiły na mnie większego wrażenia. -
Nawet nie próbuj mnie atakować - ostrzegłam na wszelki wypadek, choć nie
wiedziałam po co.
I tak miałam przecież zamiar za chwilę posłać go do Bezkresnej Otchłani,
więc teoretycznie nie było sensu wmawiać mu, że będzie mógł sobie pójść. Po
co oszukiwać i roztaczać kłamliwe wizje życia, skoro miał stanąć twarzą w
twarz ze Śmiercią? W jakim celu chciałam rozbudzić w nim nadzieję?
Żeby poczuł ból.
Bo chyba właśnie na tym polegała moja najsilniejsza moc - niszczyłam w
ludzkich sercach ostatnią iskierkę nadziei. Byłam niczym demon utraconych
nadziei, zgasłych iluzji czy innych błahostek. Było to straszne, jednak
prawdziwe.
- Bo co? - zrobił krok do przodu. - Nagle straciłaś ochotę na seks?
Owszem, chciałam odpowiedzieć. Ale nie zrobiłam tego. Obrałam inną
taktykę.
- Niezupełnie - uśmiechnęłam się zalotnie. - Ale ty nie jesteś człowiekiem.
To... to mnie trochę ogranicza.
Faktycznie, ograniczało, ale jakoś specjalnie tej zasady nie przestrzegałam,
kiedy kolana uginały się pode mną na sam widok mężczyzny. Teraz jednak
pociąg do tego osobnika wyparował i zastąpiła go zwyczajna litość i
obojętność.
Roześmiał się gardłowo. Upiornie.
- Czyżby? - w mgnieniu oka znalazł się tuż obok mnie. - A dlaczego?
Bo jestem cholernym demonem, kretynie. Bo miałam nakaz zabić cię już w pierwsze
sekundzie naszego spotkania. I nie jest twoją zasługą, że zlekceważyłam tę zasadę.
- Bo zazwyczaj lubię mieć krew - mrugnęłam niewinnie.
- Ach, tak? A kim ty jesteś, że wiesz, kim ja jestem? - zmarszczył brwi, jakby
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]